Moje Święta Bożego Narodzenia – refleksje coacha

Moje Święta Bożego Narodzenia są różnorodne. Z reguły, to czas pełen magii i niesamowitej atmosfery. Niestety nie dla każdego jest to wesoły czas. Znam kilka osób, które nie lubią tych świąt. Jak to możliwe? – myślę sobie. Przywołuję wspomnienia i dochodzę do wniosku, że ja kiedyś też nie lubiłam świąt.

Święta – moje dzieciństwo

Kiedy rozmawiam ze znajomymi, czytam na blogach, to okazuje się, że większość z tęsknotą wspomina święta w dzieciństwie. Słucham i myślę o swoim dzieciństwie. Moja mama deklarowała i nadal deklaruje niechęć do świąt i to nie tylko tych gwiazdkowych. Ona po prostu ich nie lubi. Więc nie dziwne jest to, że nie bardzo mogę sobie przypomnieć, jak to było. Nie pamiętam ani radosnej atmosfery, ani całej tej otoczki. Pamiętam wiele prezentów jakie dostawałam, ale tych pod choinkę nie mogę sobie przypomnieć. Jedyną rzeczą, którą pamiętam, to ubieranie choinki przez tatę. No nie, pamiętam też, że zawsze było co jeść. Te potrawy z dzieciństwa przetrwały do dnia dzisiejszego. Tak sobie myślę, że w każde święta chorowałam, ze względu właśnie na świeta. Nawet świnkę miałam w święta, nie mówiąc o zapaleniu ucha czy anginie. Ale to były inne czasy, odległe, szare i ciasne.

Święta – dzieciństwo mojego syna

Pierwsze lata Świąt Bożego Narodzenia mojego syna były standardowe, chociaż starałam się jak mogłam, żeby miał lepsze wspomnienia. Pierwszą zmianę jaką zaprowadziłam było robienie pamiątkowych zdjęć. Jak zapomni ile dostawał prezentów to wystarczy, że zobaczy na zdjęciach. Kiedy skończył 10 lat poznałam mojego obecnego męża i święta dostały nowe rodzinne tradycje. Co roku zabieraliśmy dzieci (córkę co dwa lata) w góry na święta. Początowo jeździliśmy na kwatery a następnie przez 10 lat wynajmowaliśmy mały domek w Kotlinie Kłodzkiej. Domek bez telewizora i bez dostępu do telefonii komórkowej (internet jeszcze nie był tak rozwinięty), dzieciaki musiały biegać na pobliską górkę, żeby złapać sygnał. Każde święta były w innym kolorze, który dzieci wybierały jeszcze w listopadze. W takim też kolorze dzieci przystrajały choinkę, a ozdoby robiły same. Cały ten czas poświęcaliśmy dzieciom, wszystko robiliśmy razem i graliśmy w karty prawie do rana. Tak spędzaliśmy święta aż do ślubu syna. Dla mnie ten czas świąt był najpiękniejszy.

Święta – dzieciństwo moich wnuków

Od kiedy syn się wyprowadził i założył własną rodzinę, tylko raz pojechaliśmy razem z mężem do domku w górach. Było cudownie, ale potem musieliśmy zająć się mamą. Przestaliśmy jeździć w święta, żeby mama nie musiała spędzać ich sama w domu. Mogłaby co prawda iść do siostry, ale nie lubi wychodzić do „innych”. I tak zaczęłam wyprawiać święta w domu. Zawsze w jedno święto przychodzi syn z rodziną na kawę i obiad lub kolację. Kiedy przychodzą, gramy w karty. Moje wnuki, a mam ich trójkę, wychodzą obładowani prezentami. Zawsze w święta odwiedza nas córka, jest z nami co drugą wigilię. No i też gramy w karty. W tym roku po raz pierwszy odwiedziła nas przed świętami. Poznała chłopaka i pojechała do niego na święta.

Myślę, że czeka nas jeszcze kolejny okres świąt spędzanych w inny sposób. W jaki, tego jeszcze nie wiem. Ale już jestem ciekawa jak to będzie w święta naszych prawnuków:-)