Narzekanie to ciągłe utyskiwanie i niezadowolenie. My Polacy szczególnie uwielbiamy narzekać w przeciwieństwie od Amerykanów, czy innych nacji. Chociaż i oni podobno narzekają i to wcale nie mało. Bogdan Wojciszke (psycholog) twierdzi, że narzekanie może być formą nawyku. Bardzo mnie to ucieszyło, bo to oznacza, że możemy to nasze narzekanie w miarę szybko zmienić. Okazuje się, że narzekanie może być formą tworzenia „wspólnoty niedoli” – jak to było z pewną grupą szkoleniową.
Kiedyś idąc na szkolenie, uczestnicy stali pod drzwiami i tak narzekali, że pozwoliłam im na to po wejściu na salę przez całe 5 minut. Uczestnicy mogli narzekać na wszystko, na męża, żonę, dzieci, czy pogodę. Narzekali na polskie prawo, na kraj, na władzę, na brak pracy, ale (o dziwo!!! ) nikt nie narzekał na siebie. Zastanawiałam się, czy oni rzeczywiście są tak niezadowoleni, czy tylko mi się tak zdaje. Podczas szkolenia okazało się, że wcale nie są tacy niezadowoleni. To tylko taki sposób na zapoznanie.
Geneza narzekania
Prawdziwym powodem napisania tego postu jest pani G., to ona sprawiła, że po godzinnym spotkaniu z nią, moja empatia została wystawiona na ciężką próbę. Pani G. właśnie zwolniła się z pracy i przyszła do mnie na rozmowę. Mam wrażenie, że przyszła się usprawiedliwić z tego, co zrobiła, a nie opracować plan na przyszłość. Taka dawka pesymizmu i narzekania „wylana” podczas spotkania i mnie o mało nie przerosła.
Narzekanie pani G. miało ukryte zadanie, przecież choroby, bóle kręgosłupa, niedowidzenie i „rozklekotane” nerwy, jak to ujęła, to nic innego, jak powiedzenie: „Proszę im powiedzieć, żeby mi już ofert pracy nie dawali”.
Od początku znajomości z panią G. słuchałam tylko narzekania, ciągle porównywała się do innych. Oczywiście w ten sposób miała możliwość zaniżania swojej samooceny. Bo po pięćdziesiątce, to już tylko gorzej (ja twierdzę inaczej. Uważam, że dopiero mamy czas dla siebie – ale do mnie się nie porównywała, bo ja to z miasta, wykształcona itd.). Bo samotnej kobiecie źle, bo mieszka ze starą matką, bo nie chcą takiej do pracy itd. A wszystko dlatego, że inni mają lepiej.
W książce dr Marka Drogosza „Jak Polacy przegrywają, jak Polacy wygrywają”, autorzy badań na temat mentalności polskiego narzekania dochodzą do wniosku, że wpływ na takie narzekanie miała nasza historia, życie w komunizmie i okres transformacji politycznej. Narzekanie od razu nas identyfikowało, rozmowa stawała się łatwiejsza a wspólna niedola podnosiła nas na duchu. Takie wspólne poczucie utraconego raju, mimo że nikt tego raju nigdy nie widział.
Efekty narzekania
Badaniem efektu narzekania zajęli się B. Wojciszke, A. Szymków i W. Baryła. Odkryli, że narzekanie jest użyteczną strategią autoprezentacji. Bardzo się zdziwiłam, kiedy czytałam, że „narzekacze” wydają się ludziom mądrzejsi i bardziej kompetentni niż ludzie zadowoleni z życia.
Narzekanie może być też sposobem rzucania sobie kłód pod nogi, czyli takie gadanie na wypadek porażki. Narzekanie jest też niepozornym chwaleniem się. Takim, gdzie nasze sukcesy zostaną przemycone pod maską utrapienia. Poza tym narzekanie sprawia, że zyskujemy pozytywną ocenę w oczach innych. I na koniec okazuje się, iż narzekanie przysparza nam wsparcia towarzyszy niedoli, buduje więzi i uczucie zrozumienia.
Analizując te badania już mnie nie dziwi, że mam takie krótkie rozmowy telefoniczne, ja nie narzekam, więc nie ma o czym ze mną rozmawiać. Staram się zawsze zobaczyć światełko w tunelu, cieszyć się deszczem, mimo że zmienia mi plany. W każdej porażce widzę doświadczenie, a niepowodzenie zamieniam w naukę. Zawsze są gorsze i lepsze dni, ale ważne, by mieć świadomość, że narzekanie nas dołuje, powstrzymuje przed działaniem, cofa w życiu.
A Wy? Jesteście „narzekaczami”? A jeśli, to w czym Wam to narzekanie pomaga? Co zyskujecie, a co tracicie narzekając?