Marzycielka z Ostendy (Eric-Emanuel Schmitt)

 

ZBRODNIA DOSKONAŁA I OZDROWIENIE (Schmitt)

I tym razem Eric-Emanuel Schmitt mnie nie zawiódł. Marzycielka z Ostendy to studium kobiety w pięciu przypadkach. Obraz tych kobiet przypomina mi kobiety z którymi pracowałam w coachingu (jobcoachingu czy mentoringu). Szczególnie moją uwagę zwróciły kobiety ze Zbrodni doskonałej i Ozdrowienia. Dwie nieakceptujące się kobiety, jedna pięćdziesięcioletnia a druga młoda, tyle, że „klopsik”.

Czy ja sobą łączę te kobiety? Hm, też mam pięćdziesiąt lat, ale uważam, że dopiero teraz zaczynam żyć.

Zupełnie nie tak jak bohaterka opowiadania, mimo, że nasze dzieci odchowane, mąż nadal zakochany i pragnący, to ja wierzę, że nadal mu się podobam. Nie rozumiem jak można uwierzyć samotnej, wszystkowiedzącej i wścibskiej „koleżance”, że to niemożliwe, żeby ktoś po 20 czy 30 latach mógł kochać i pragnąć tej samej kobiety. Jak można nie rozmawiać nawet o tym, uważając, że to pewnik. Niesamowite studium kobiecego rozumowania. Jak ja się nie akceptuję, to nikt mnie nie akceptuje, a już na pewno nie mój własny mąż. A to przez to, że ciągle chcemy wyglądać jak nastolatki, tylko po co? No może wtedy kiedy interesują nas o 30 lat młodsi „panowie”, ale przecież to jasne, że jak nie będziemy miały kasy to się i tak nie zainteresują (to moje subiektywne spostrzeżenie). Sorry, zainteresują się doświadczoną kobitką do inicjacji seksualnej a potem szukaj chłopaczka (też mój przypis).

Niestety pięćdziesięcioletnia kobieta często wymaga cudu od siebie, zaczyna ćwiczyć, odchudzać się, a potem dziwi się, że ma zmarszczki. I tak jej poczucie własnej wartości spada w tempie błyskawicy a przecież to w głowie kobiety jest jej wartość. Szkoda, że nasza bohaterka zamiast obmyślać zabójstwo, podobno, zdradzającego męża nie stanęła przed lustrem i zaakceptowała pewnych zmian, zmian które akceptuje drugi kochany człowiek.

Czy ja sobą łączę te kobiety? Hm, też jestem „klopsik”.

Wiem, że natura mnie obdarzyła blond włosami i nie mam dotąd za wiele zmarszczek ale to dlatego, że jestem klopsik – jak druga nasza bohaterka z Ozdrowienia (Schmitt). W przeciwieństwie do niej jestem pięćdziesięcioletnim klopsikiem i nie zauważyłam z tego powodu mniejszego zainteresowania moją osobą. Gdy pomyślę o tych dietach, katujących ćwiczeniach całym sercem wierzę mojemu mężowi, że mu się podobam. Poza tym mam miły głos, bo jak pisze autor: „ Bardzo szczupłe kobiety rzadko mają miłe głosy. Jakby potrzebna była otoczka ciała….”. Mam też ładne oczy, podobno krowie wg mojego męża (ach jakie to słodkie) i koniecznie muszę zrobić jak bohaterka, wziąć lustro i zacząć je opisywać, pomału i w szczegółach.

Na szczęście w Ozdrowieniu nasza bohaterka krok po kroku odnajdywała piękno swojego ciała, oczywiście dzięki mężczyźnie. Czy gdyby był pięknym (a był) a przy tym widzącym i w pełni sprawnym uwierzyła by mu? Pewnie nie, bo przecież to nie możliwe żeby piękny mężczyzna mógł zakochać się w klopsiku. Tak twierdzą kobiety! (często szczupłe). A przecież możemy być ponętnym, zadbanym klopsikiem ze zdrowym poczuciem własnej wartości i do tego szczęśliwym.